|
|
» fans / fan ficki / Deagon Ball AZ - Dark Kaioshin Saga -
Rozdział XXIX - Wyprawa |
Rozdział XXIX - Wyprawa
Kamesennin zwinął leżak i wrócił do Kame House. To nie było w jego stylu tak omijać Tenkaichi Budokai, ale tego dnia w ogóle nie miał ochoty ruszać się z plaży.
- Ciekawe czy ominęło mnie coś ciekawego? - zastanawiał się na głos przygotowując kolację. - Pewnie nie, to był taki spokojny dzień...
Wszyscy obecni tej nocy w Capsule Corporation ponownie zebrali się w ogrodzie rodziny Briefs, tym razem aby posłuchać wyjaśnień androidki Gemini.
- Sama niewiele z tego rozumiem - powiedziała Gemini. - Dla mnie także jest bardzo dziwaczne, że odnajduję konstruktorkę Bulmę na tej planecie.
- Konstruktorkę Bulmę? - zapytał Gohan. - Dlaczego ją tak nazywasz?
- Ona skonstruowała wszystkie androidy Zeta, zaprojektowała nas i zbudowała.
- Jesteś pewna, że to nasza Bulma? - zapytał Kuririn. - Może jest tylko do niej podobna?
- Z całą pewnością to ta sama osoba. Nie potrafię tego wyjaśnić, przecież nasza konstruktorka od dawna już nie żyje.
- Od jak dawna?
- Tysiące lat. Zginęła lata przed zniszczeniem Północnej Megagalaktyki, bo to stamtąd pochodzimy...
Zapanowało milczenie, nikt nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji.
- Chciałam wam podziękować za naprawienie mnie, w końcu nie mieliście takiego obowiązku.
- Dziękuj #17 i Bulmie, on cię odnalazł, a ona naprawiła.
Gemini skinęła głową w kierunku Androida #17, ten zupełnie ją zignorował.
- A może... - zaczęła Gemini po kolejnej chwili milczenia. - Może w pracowni naszej konstruktorki czegoś byście się dowiedzieli, w jej komputerze jest bardzo dużo informacji, których nie sprawdziliśmy.
- To jest myśl! - podchwyciła Bulma. - Ktoś musi to sprawdzić! Gdzie ten komputer?
- W naszej kwaterze, w Północnej Megagalaktyce.
- Kawał drogi... - powiedziała Bulma. - Ale informacje mogą być ważne... No to kto na ochotnika tam poleci?
Zaczęły się szemrania i szepty, widać było, że nikomu nie uśmiecha się tak długa podróż.
- Jeśli użyjemy naszego statku - zaczęła Gemini - podróż zajmie tylko dwa dni w jedną stronę.
- Tylko tyle? - zapytała Bulma. - Może sama polecę?
- Powinnaś chyba skupić się na rozłączeniu Vegetto... - przypomniał Gohan.
- Racja, więc kto? Poza mną, Goku i Gohanem tylko Vegeta i Kuririn latali w kosmos, Gohan wraca w zaświaty, a Goku i Vegeta są niedysponowani...
- Zostaję... ja? - zdziwił się Kuririn.
Bulma pokiwała głową.
- Ale... Ja... Ja mam rodzinę...
- Zabierz ich ze sobą - powiedziała ostro Bulma.
- Ale...
- Żadnych "ale" - warknęła żona Vegety. - A więc postanowione, Kuririn, #18 i Marron polecą z tobą - powiedziała do Gemini. - Ruszacie rano.
"Tak, to bez wątpienia ona..." - przeszło przez myśl szaroskórej androidce.
- Eee... Bulma, prawda?
Bulma spojrzała na dwóch dziwnych białowłosych osobników, jeden z nich był wysoki i szczupły, a drugi dla odmiany niski (choć nie gruby).
- Tak, jestem Bulma, o co chodzi? - odpowiedziała podejrzliwie matka Trunksa.
- Słyszeliśmy, że masz próbować rozłączać tę całą fuzję... Vegetto - powiedział niepewnie Cinna.
- Tak, co z tego?
- W pewnym sensie także jesteśmy naukowcami, może moglibyśmy ci pomóc?
- W pewnym sensie? - Bulma była sceptyczna. - Na czym się znacie?
- Dość ogólnie... mechanika, elektronika, fizyka (także kwantowa), matematyka siódmego stopnia, biochemia, inżynieria genetyczna...
- Wystarczy! - przerwała potok słów Bulma. - Wystarczy! Jesteście zatrudnieni!
- Naprawdę? - zdziwił się Cinna.
- Tak... ale powiedzcie, co to jest matematyka siódmego stopnia?
Bulmie nie przeszedł jeszcze lekki ból głowy po krótkiej rozmowie z Cinna i Blankiem kiedy podeszła do niej androidka Gemini.
- Bulmo, czy mogłabyś naprawić jeszcze jednego androida?
- Jeszcze jednego? Kogo?
- Przyleciał tu ze mną Aries.
- Kto?
- Ach, prawda, ty nas nie znasz - zakłopotała się Gemini. - Jeszcze jeden podobny do mnie android, ale nieco słabszy.
- A gdzie on jest?
- Został zniszczony broniąc, pewnego Ziemianina... nie, nie Ziemianina... Kazał na siebie mówić Vegeta.
- Vegeta? - zdziwiła się Bulma. - A gdzie ten Aries?
- Mogę przynieść jego szczątki... a raczej to, co z nich zostało.
- Zostało? Jak poważnie został uszkodzony?
- Obrazowo mówiąc... Rozpadł się na kawałki - powiedziała zmartwiona Gemini.
- Trzeba by go praktycznie zbudować od nowa... tak?
Androidka wahała się chwilę, ale w końcu potwierdziła skinieniem głowy.
- Zajmę się tym, ale nie teraz, dobrze? Tymczasem przynieś pozostałości Ariesa do mojej pracowni.
- Dobrze... - Gemini przerwała. - Widzisz Bulmo, po śmierci naszej konstruktorki zaczęliśmy powoli się rozpadać. Mamy automatyczną jednostkę naprawczą, ale ona potrafi regenerować tylko część uszkodzeń, poważniej uszkodzone androidy są praktycznie wyłączone z akcji...
- Co masz na myśli?
- Nasza konstruktorka miała zbudować dwa androidy naprawcze - Capricorna i Piscesa, ale zostały zaledwie zaczęte, kiedy zginęła...
Bulmę nagle coś tknęło, odruchowo wypowiedziała pytanie.
- Jak właściwie została zabita wasza konstruktorka?
- Zabił ją eksperymentalny android... Aquarius.
Bulma przełknęła ślinę.
- Jej własnej konstrukcji?
- Tak.
Ta wieść zaintrygowała Bulmę dość poważnie, ale nie miała czasu przemyśleć tej sprawy, choć zapewne powinna była to zrobić.
Rankiem następnego dnia Yamcha dotarł do siedziby Uranai Baby. Duch-kamerdyner zaprowadził go do swojej pracodawczyni.
- Witaj, Babo!
- Yamcha... Nie mów czego chcesz... Dobrze wiem.
- To świetnie - ucieszył się Yamcha. - Czy w takim razie powiesz mi, gdzie są Piccolo i Uubu, czy mam walczyć z twoimi wojownikami?
- Nie bądź śmieszny... Zmasakrowałbyś ich.
- Wiem - jednak trening u Kaio miał swoje dobre strony, Yamcha, mimo, że jeden z najsłabszych spośród Wojowników Z był jednak niewyobrażalnie silny jak na ludzkie standardy, właściwie jego moc była porównywalna z mocą pierwszego stadium Freezera. - No więc, gdzie oni są?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Co?
- Jestem ziemską wróżką, więc moja moc ogranicza się do naszej planety. Jeśli nie potrafię ich odnaleźć to znaczy, że nie ma ich na Ziemi.
- W takim razie gdzie mogą być?
- Gdzieś poza planetą, to jedyne wyjaśnienie.
- To wcale nie zawęża obszaru poszukiwań.
Gemini, Kuririn w garniturze i kapeluszu oraz z walizką w ręce, a także #18 w swym standardowym stroju stali w lesie nieopodal West Capital przed ukrytym tu dużym, okrągłym pojazdem. Marron kategorycznie odmówiła poświęcania wakacji na wyprawę na jakąś nie-wiadomo-gdzie-położoną planetę.
- Oto mój statek - powiedziała dumnie Gemini, miała dobry humor, gdyż Bulma potwierdziła możliwość naprawy Ariesa po tym jak jego szczątki znalazły się w Capsule Corp.
Kuririn zagwizdał z podziwem.
- Niezły... Bardzo przypomina mi kapsułę, którą doktor Briefs zbudował dla Goku...
- Kto dla kogo? - zapytała androidka.
- Nieważne, kiedy ruszamy?
- Od razu, jeśli jesteście gotowi - Gemini otworzyła właz i weszła do środka.
Kuririn chwycił walizkę i gestem zaproponował żonie pójście przodem.
- Wiedz, że lecę z tobą tylko po to, żebyś znowu nie zginął - rzuciła zgryźliwie androidka.
- Ależ kochanie... Na tej wyprawie nic mi nie grozi.
#18 prychnęła i weszła na statek, Kuririn ruszył za nią. Chwilę później statek wystartował.
Gohan pożegnał się z Videl i przytulił córkę, która nie straciła formy SSJ nawet podczas snu.
- Kochanie, trzymaj się ciepło. I pamiętaj, słuchaj Tenshinhana, teraz jest twoim nauczycielem.
- Dobrze. - Pan poważnie skinęła głową.
- Tenshinhanie... Dziękuję, że się zgodziłeś...
Najsilniejszy człowiek świata uśmiechnął się łagodnie.
- Drobiazg. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Zrobię z twojej córki prawdziwą wojowniczkę.
- Tak! - potwierdziła Pan. - Kiedy wrócisz będę od ciebie silniejsza!
- Mam nadzieję! Ja także zamierzam trochę potrenować.
Lewitująca obok na swej kuli Uranai Baba zniecierpliwiła się.
- Pospieszcie się! Nie mamy całego dnia!
- Już idę. Videl... Będę tęsknił...
Starszy syn Goku oraz siostra Kamesennina zaczęli się powoli rozpływać w powietrzu.
- Gohan... - wyjąkała pod nosem Videl, mając dziwne przeczucie, że widzi męża po raz ostatni.
- Videl... kocham cię... - były to ostatnie słowa, jakie usłyszeli zgromadzeni.
Przez chwilę panowało milczenie.
- Pan - powiedział w końcu Tenshinhan. - Dam ci jeden dzień na przygotowanie. Trening zaczynamy od jutra.
- Dobrze.
Kto wtedy mógł przewidzieć, że decyzja Gohana będzie tak brzemienna w skutkach? Kto mógł wiedzieć, że jego własna córka stanie się przyczyną zagłady syna Goku?
Król Vegeta zaczynał się już przyzwyczajać do budynku Capsule Corp. Vegetto nie znał niestety techniki teleportacji, nie mógł go więc odesłać na Yarosh, ale ta cała Ziemia wyglądała na bardzo przyjemną planetę.
- Może jeszcze kanapkę? - zaproponowała pani Briefs, jak widać zupełnie nie przeszkadzało jej to, że mieszkający w jej domu Saiyani pochłaniali tony jedzenia, tak jak na dzisiejszym śniadaniu, gdzie król Vegeta i Saladin jedli za trzech, Brolly za pięciu, a Vegetto chyba za dziesięciu.
- Dziękuję, nie jestem głodny - odpowiedział król.
- Może później w takim razie - matka Bulmy odstawiła tacę. - Lubię was, Saiyanów, macie zawsze taki dobry apetyt.
- Tak... Pani Briefs, co znajduje się za tamtymi drzwiami?
- Tam? Ach, to ta cała sala grawitacyjna. Vegeta przesiaduje tam całymi dniami... Aha pan też ma na imię Vegeta, czyż to nie zabawne?
- A co to dokładnie jest sala grawitacyjna?
- Nie mam zielonego pojęcia, musisz spytać mojego męża.
- Tak więc - Bulma wskazała monitor - to jest wykres DNA Goku, a to Vegety. Na tamtym monitorze mamy DNA Vegetto.
Tu Bulma przygryzła wargę przypominając sobie jak cały ranek biegała za Vegetto ze strzykawką. Zupełnie jak Goku...
- Wszystko widzę - potwierdził Blank. - Wygląda na to, że czeka nas ciężka praca... Musimy znaleźć najpierw różnice w tych łańcuchach, a potem jakąś metodę ich odseparowania...
- To może potrwać tygodnie, a nawet miesiące... - jęknął Cinna. - O ile w ogóle się uda.
- Bierzmy się więc do pracy. Im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej skończymy.
- Czy wszystko zrozumiałeś? - zapytał Vegetto, Brolly skinął głową.
- Nie jestem idiotą. Wszystko sprowadza się do tego bym nikogo nie zabijał, prawda?
- Tak.
- A jeśli nie przyjmę waszych warunków?
- Wtedy ja zabiję ciebie. Jak sam powiedziałeś, nie jesteś idiotą. Wiesz, że już raz tu na Ziemi zostałeś pokonany. Wierz mi, że teraz jesteśmy w stanie to powtórzyć.
Brolly syknął, ale po chwili powiedział:
- Dobrze, na razie się zgadzam... dopóki się nie znudzę.
Vegetto uśmiechnął się i odszedł.
- Wiem, że gdzieś tu jesteś Kakarotto... - wymruczał pod nosem Brolly niczym rasowy psychopata, którym zresztą był. - Ukrywają cię przede mną, ale ja cię odnajdę... A wtedy zginiesz zarówno ty jak i wszystko inne, co stanie na mojej drodze...
Koniec rozdziału dwudziestego dziewiątego.
Wojna o salę grawitacyjną, kto zwycięży?
|
|