|
|
» fans / fan ficki / Deagon Ball AZ - Dark Kaioshin Saga -
Rozdział XXXVI - Sala Ducha i Czasu
|
Rozdział XXXVI - Sala Ducha i Czasu
Goten strzelił ki-blastem, następnie rzucił się do przodu, wyprzedził pocisk i zablokował go skrzyżowanymi ramionami. Eksplozja odrzuciła go do tyłu, ale o dziwo młody Saiyan zatrzymał się na jakiejś przeszkodzie. Syn Goku odwrócił się i ze zdziwieniem ujrzał swego własnego ojca.
- Ta... tato?
- Cześć synu. Nie wiedziałem, że tu trenujesz. To się świetnie składa.
- Tato? To naprawdę ty?
- Oczywiście. Chodź, musimy porozmawiać z Dendem.
Ogłupiały Goten podążył za ojcem, który od razu skierował się na drugą stronę pałacu i podszedł do obserwującego Ziemię Dendego.
- Goku! Bardzo miło cię widzieć! - rzucił wszechmogący.
- Mnie także, Dende. Mam do ciebie prośbę...
- Wszystko co tylko w mojej mocy, Goku - powiedział uśmiechnięty Nameczanin.
- Chciałbym przez jeden dzień skorzystać z Sali Ducha i Czasu.
Dende wyraźnie się zmieszał.
- Widzisz, ten tego, Piccolo wyraźnie zabronił mi kogokolwiek tam wpuszczać bez jego nadzoru.
- Ten zakaz chyba mnie nie dotyczy, co? Wiem na jakiej zasadzie działa ta sala. Chyba nie boisz się, że tam coś zepsuję, co?
- No nie, chociaż pamiętasz co było ostatnio?
- Tak. Piccolo sam zniszczył wejście, żeby Buu nie mógł się wydostać, na szczęście Shenlong wszystko później odtworzył. Uwierz mi Dende, wiem co robię i potrzebuję tej sali. Nie prosiłbym cię o to, gdyby to nie było ważne.
- No dobrze, zgoda - powiedział Nameczanin.
- Doskonale! Goten szykuj się!
- Że co? - zapytał jego kompletnie zaskoczony syn.
- Nie lubię trenować w samotności, poza tym ty także musisz się trochę wzmocnić, prawda?
- No tak, racja... - przyznał Goten.
- Najpierw jednak powinniśmy coś zjeść.
***GLEBA***
Niecałe pół godziny później Goku i Goten przekroczyli drzwi do Sali Ducha i Czasu. Ten trening zawsze całkowicie zmieniał oblicze wojownika, jednak nawet w swych najśmielszych wyobrażeniach dwaj Saiyani nie mogli przypuszczać jak bardzo wpłynie na ich życie.
- Tak... To idealny moment, żeby uderzyć... Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej okazji...
- Ależ tu gorąco - powiedział Goten, ocierając pot z czoła, Goku tylko się uśmiechnął.
- Właśnie dlatego to tak dobre miejsce do treningów. Niesprzyjające warunki są częścią ćwiczeń.
- Pamiętam, że byłem tu już kiedyś z Trunksem, ale wtedy nie było tu aż tak źle.
- To dlatego, że sala zmienia warunki zależnie od mocy tych, którzy tu wejdą. Dostosowuje się do każdego trenującego. Jak wspominałem, to doskonałe miejsce.
- Ty także już tu trenowałeś, prawda? - Goten doskonale o tym wiedział, ale chciał usłyszeć tę opowieść z pierwszej ręki.
- Oczywiście. Przed walką z Cellem. Spędziliśmy tu z Gohanem prawie cały dzień, czyli rok.
Goten skinął głową, Goku mówił dalej:
- Później przez tydzień odpoczywaliśmy do rozpoczęcia Cell Game. Vegeta uparł się, żeby trenować drugi raz, ale jego organizm nie zdążył odetchnąć po pierwszym i drugi trening prawie nic mu nie dał. Z nami będzie inaczej, chociaż obaj już tu byliśmy.
- Rozumiem - powiedział Goten.
- Więc nie ma co zwlekać. Zaczynamy. - Goku rzucił jakąś dużą sakiewkę, a raczej małą torbę, na jeden ze stolików.
- Co to?
- Senzu. Wstąpiłem po drodze do Karina.
Goten przeraził się trochę ilością magicznej fasolki.
- Dlaczego aż tyle? - zapytał niepewnie.
- Uwierz mi, przyda nam się. Tym razem nie zamierzam się tu obijać.
Goten przełknął ślinę. Miał dziwne wrażenie, że dopiero pozna znaczenie słów "ciężki trening".
- Zwracam się z tym do was, bo słyszałem, że jesteście najlepsi - powiedziała tajemnicza postać, której Redinn widział tylko kontury. - Najskuteczniejsi zabójcy w galaktyce, czy nie tak o was mówią?
- Niektórzy - odpowiedział Redinn. - Czego dokładnie od nas oczekujesz?
- Nic wielkiego. Chciałbym tylko, żebyście zniszczyli pewne miasto.
- Zniszczyć miasto? - odezwał się Ch'nul, towarzysz broni Redinna. - Toż to zabawa, nie zadanie.
- A co będziemy z tego mieli? - zapytał konkretnie drugi z jego przyjaciół, Tseafkrab.
- Po wykonaniu tego zadania cała planeta należy do was.
- W tym jest jakiś haczyk. - Ch'nul zawsze był podejrzliwy i słusznie, w tym zawodzie nie trafiały się "łatwe okazje".
- Musicie rozumieć, że możecie natrafić na pewien opór - odpowiedział zleceniodawca. - Ale to chyba oczywiste.
- Oczywiste - potwierdził Redinn. - Jakie to miasto?
- West Capital - powiedział spokojnie tamten.
- Nie słyszałem... Na jakiej to planecie?
- Na Ziemi.
- Ziemia? To musi być gdzieś na drugim końcu wszechświata! Jak niby mamy tam dotrzeć? - podniósł głos Ch'nul.
- Teleportuję was.
- Aha, jak tak to w porządku. Zbieramy się chłopaki.
- Nie wahaj się Goten. Podobno osiągnąłeś SSJ2. Pokaż mi na co cię stać!
- No dobrze - powiedział niepewnie Goten, koncentrując ki. Po chwili jego aura eksplodowała, a ciało pokryły wyładowania elektryczne, ponieważ młody Saiyan nadal miał długie włosy wyglądał niemal jakby osiągnął SSJ3.
- Brawo! - powiedział Goku. - Mimo wszystko twoja ki jest dużo słabsza niż Gohana kiedy on pierwszy raz przemienił się w Super-Saiyana drugiego stopnia...
- No cóż, chyba nie jestem tak silny jak Gohan...
- Zobaczymy...
Goku rozpoczął koncentrację, Goten z przerażeniem czuł jak ki jego ojca rośnie, uwolniona nagle energia oślepiła go na moment, kiedy znowu ujrzał ojca ten był już na trzecim stopniu SSJ.
- Gotów? - zapytał Goku, jego zimne spojrzenie nie nastrajało Gotena specjalnie optymistycznie.
- No... Ten, tego... - powiedział niepewnie.
- Świetnie. - Goku ruszył na syna, znikając w połowie drogi, Goten nie tylko przestał go widzieć, ale nie czuł nawet jego ki, przynajmniej przez ułamek sekundy, zanim Goku nie pojawił się z powrotem tuż za nim i nie uderzył go łokciem w plecy. Goten bezwładnie poleciał do przodu, Goku zmaterializował się na torze jego lotu i trafił go potężnie pięścią w twarz, a następnie poprawił ki-blastem z obu rąk.
Goten wyleciał z eksplozji i wylądował ciężko na plecach tracąc złoty kolor włosów.
- Tak szybko padłeś? - skomentował Goku. - Coś kiepsko z tobą... Nieważne, łap! - Saiyan rzucił synowi senzu, które upadło kilka kroków od niego, nieco poza zasięgiem rąk Gotena.
- Nie dosięgnę... - powiedział półkrwi Saiyan.
- Postaraj się. - Goku najwyraźniej nie zamierzał pomagać synowi.
Goten zacisnął zęby starając się przezwyciężyć grawitację, temperaturę i ból, który przepełniał jego ciało. Ojciec zadał mu tylko kilka ciosów, ale najwyraźniej wykorzystał do tego maksimum swojej mocy. Ogromnym wysiłkiem młodszy brat Gohana przeczołgał się kilkanaście centymetrów i dosięgnął leżącej tam senzu. Chwilę potem stał już na nogach, czując się dużo lepiej.
- No, nareszcie - powiedział Goku. - Gotów do drugiej rundy? Tym razem spróbuj stawić jakiś opór, a jak ci się nie uda, to się nie przejmuj, mamy jeszcze dużo czasu i Senzu.
"Tego się właśnie obawiam..." - pomyślał Goten, ale chcąc nie chcąc przyjął pozycję do obrony.
- Brolly! Chcę jeszcze iść do tamtego sklepu - krzyknęła Bra, do niosącego górę zakupów Saiyana. - Mają tam promocję!
Legendarny Super-Saiyan skinął głową, nie potrafił się sprzeciwić tej młodej osóbce. Ostatnio bardzo się zmienił, w głowie pozostało tylko wspomnienie dawnej nienawiści do Kakarotto. Kiedy ujrzał go wcześniej tego dnia nie poczuł agresji ani zupełnie nic innego, no może poza chęcią zmierzenia się z nim, aby udowodnić, że jest silniejszy, ale to Brolly miał także przy innych Saiyanach mieszkających w Capsule Corp.
Bra podbiegła do wystawy na której wielkimi literami napisane było "PROMOCJA, obniżki do 50%", kiedy nagle gdzieś w pobliżu rozległ się odgłos eksplozji i jeden z okolicznych budynków nieco się zachwiał.
- Co się... - zaczęła Bra, kiedy nagle stojący obok dziesięciopiętrowy hotel zaczął się niebezpiecznie przechylać w jej stronę.
Sparaliżowana strachem półsaiyanka patrzyła tylko jak ściana budynku osuwa się, nie miała szans przeżyć.
Z ogromnym łoskotem budynek zawalił się, rozsiewając ogromne ilości pyłu i gruzu po okolicy, sklep z promocją legł w gruzach.
Przez chwilę zapanowała cisza, ale po kilkunastu sekundach spod szczątków hotelu wydobyły się cienkie promienie zielonkawego światła i moment później z gruzów wydobyła się świetlista kula ki. Wewnątrz był Brolly i nieco zdezorientowana Bra.
- No, no - dało się słyszeć jakiś głos. - Wygląda na to, że znaleźliśmy pierwszy punkt oporu.
Oczom Brolly'ego i Bra ukazały się trzy postacie. Na przedzie stał niebieskoskóry młodzieniec o krótkich, płomiennorudych włosach, ubrany był luźne, kolorowe ciuchy. Za nim widoczny był potężnie dość nieproporcjonalnie zbudowany, łysy mężczyzna o zielonej skórze, w czymś na kształt mechanicznego stroju bojowego. Ostatnim z trójki był raczej szczupły, jasnowłosy chłopak przypominający z wyglądu mieszkańca Ziemi.
Brolly wylądował niedaleko zawalonego budynku i zlikwidował kulistą osłonę.
- Bra, idź do domu - powiedział legendarny Super-Saiyan. - Tu za chwilę zrobi się bardzo niebezpiecznie.
Bra nieco nieprzytomnie skinęła głową i szybkim krokiem oddaliła się. Trójka wojowników otoczyła Brolly'ego.
- Za chwilę będziesz miał zaszczyt walczyć z Diabelskim Trio, najlepszymi zabójcami we wschodniej galaktyce.
Brolly syknął tylko.
- Wiesz co, Redinn - powiedział ten potężnie zbudowany. - On nie jest na tyle silny, żebyśmy musieli walczyć z nim we trójkę.
- Racja, Ch'nul - powiedział ten o niebieskiej skórze. - A więc... Papier! Nożyce! Kamień!
Trójka kosmitów zaczęła grać o przywilej walki z Brollim, zostawiając nieco osłupiałego Saiyana na boku. Nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyż temperament Brolly'ego zaczynał już dawać o sobie znać, wokół niego pojawiły się zaczątki aury, jednak w tym momencie na potencjalnym polu walki pojawili się Vegeta i Saladin.
- Patrz! - krzyknął Ch'nul. - Jest ich więcej!
- Kim jesteście i jakim prawem niszczycie moje miasto? - zapytał spokojnie Vegeta.
- Prawem silniejszego, robaczku - odpowiedział z uśmieszkiem Ch'nul.
Vegeta roześmiał się.
- Nie rozśmieszaj mnie! Uważacie się za silniejszych ode mnie?
Saladin wcisnął przycisk przy skauterze.
- Ich moc oscyluje w granicach kilkunastu milionów - powiedział po chwili.
- To świetnie. Zaczynałem się już nudzić - powiedział Vegeta.
- Czyżby? - zapytał Redinn. - Więc może odważycie się z nami zmierzyć jeden na jednego?
Vegeta spojrzał na Saladina i Brolly'ego. Dwaj Saiyani skinęli głowami przyzwalająco.
- Dobra - powiedział Vegeta. - Ja biorę tego niebieskiego.
- Ja chcę walczyć z tym wysokim - Ch'nul wskazał Brolly'ego, ten zmierzył go wzrokiem mordercy.
- W takim razie ty, biedaku - tu Redinn wskazał Saladina - będziesz walczył z Tseafkrabem.
- Nawet nie potrafię tego wymówić... - skomentował młodszy syn króla Vegety.
- A więc załatwione - powiedział Vegeta. - Możecie nam dać chwilę? - rzucił w kierunku kosmitów.
- Dla rozrywki wszystko, byle nie za długo - odpowiedział Redinn.
- Dobra - powiedział Vegeta cicho, tak by przeciwnicy ich nie usłyszeli. - Wyczuwam, że są od nas nieco słabsi, więc powinniśmy wygrać. Z drugiej strony pewnie ukrywają swoją moc.
- To tak można? - zapytał Saladin ze zdziwieniem.
Vegeta nie odpowiedział, po prostu mówił dalej:
- Ja sobie poradzę bez przyjmowania postaci SSJ, mam nadzieję, że wy się do tego nie zniżycie?
- Ja nawet nie jestem Super-Saiyanem... - odpowiedział jego brat.
- To samo dotyczy oozaru, Brolly?
Legendarny SSJ wzruszył ramionami, co Vegeta wziął za odpowiedź twierdzącą.
- I jak tam, jesteście gotowi? - krzyknął Redinn.
- Gotowi!
Szóstka przeciwników stanęła naprzeciw siebie, miały się rozpocząć trzy mordercze pojedynki. Z każdego z nich tylko jeden z walczących mógł ujść z życiem.
Koniec rozdziału trzydziestego szóstego.
Czy Saiyani na pewno poradzą sobie z przeciwnikami?
|
|